Zastanawiam się czy nie pójść w ślady innych blogerów i blogerek i nie wprowadzić tu wpisów w stylu: Tydzień w zdjęciach. Nie mam FB, nie mam I., nie mam innych profilów zdjęciowych, nie posiadam dobrego aparatu i nie umiem robić zdjęć. Czy zatem wpisy tego typu będą miały sens?
O istnieniu aparatu przypominam sobie zazwyczaj w trakcie działania i tak było z mydłami. Trochę zrobiłam, pokazałam i popatrzyłam krytycznie na siebie. Wstyd się przyznać, ale marzy mi się prawdziwe "studio mydlarki" z porządnym garnkami, jeszcze większą ilością form, barwnikami w słoiczkach, ziołami i ogromna ilością flakonów z prawdziwymi olejkami eterycznymi. Marzy mi się studio i produkcja zgodna z normalnymi przepisami, zgodna z racjonalnymi wymogami i dla fascynatów naturalnej pielęgnacji.
Z racji okresu świąteczno-podarunkowego coś tam mieszam, łączę i nadal eksperymentuję. Proszę A. i N. by nie dotykali i nie wąchali, bo świeże, bo dojrzewa i żre. Denerwuję się na za mały garnek. Z zachwytem kroję blok i patrzę na kolory i może: niestety, bo...................odstawiam do leżakowania :-)
Technicznie: 5 kg żrącego szczęścia, czyli wodorotlenek sodu. Podstawa mydła, której w końcowej produkcji już nie ma. Sprawa droga, jak same oleje, ale kupuję duże opakowania i wychodzi ekonomicznie.
Formy, a raczej foremki silikonowe, na jedną kostkę mydełka :-) Po nalaniu masy mydlanej rozjeżdżają się na boki, więc kostki wychodzą o kształcie trapezu - nie lubię tego. Kupione z niewielkie pieniądze, bo wyprzedaż produktów z ubiegłorocznej gorączki przedświątecznej :-)
Morskie. Z algami, glonami wakame, z solą morską, spiruliną. Pod białą warstwą jest kolorowa, która w założeniu ma wyjść: niebiesko-zielona- co się okaże jutro. W ramach barwnika: niebieska glinka kambryjska, spirulina, glinka zielona i sproszkowany młody jęczmień. Pani spirulina pod wpływem światła traci swój piękny kolor stąd wymyśliłam sobie, że najlepiej "zakryć" kolorową warstwę - zatem czysta mieszanina: oleju kokosowego, oliwy z oliwek, masła shea i masła kakaowego.
Obecna wersja jest bogatsza w oleje i ilość soli morskiej od tej pierwszej. Zawiera tylko olejek eteryczny szałwiowy z racji finansowych niestety.
Świąteczne z dodatkiem mulling spices. Dla miłośników zapachu świątecznych pierników. Kokosowo-oliwkowe z cynamonem, goździkami, kurkumą, karobem, glinką gahssoul. A na wierzchu cuda i wianki - odpadną przy pierwszym myciu, więc nie trzeba się martwic, że podrapią ciało. Pokroiłam je na mniejsze kostki niż wszystkie inne.
I na koniec mała spiżarnia. Kilka mydeł eksperymentalnych: sprzed roku (im starsze - tym lepsze), kilka w dziwnych kolorach, z dziwnymi dodatkami, z różna ilością niezmydlonych olejów. A reszta to już sprawdzone receptury, dojrzewają i czekają na swój czas. Cudowne, wegańskie mydełka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz