Strony

piątek, 30 sierpnia 2013

Bajka o tym, że wszystkie mądrości wszechświata istnieją w każdej ludzkiej duszy od momentu stworzenia

      Kiedyś było pewne małżeństwo. Długo nie mieli dzieci. W starszym już wieku ona urodziła dwóch synów, bliźniaków, dwóch braci. Poród był ciężki i kobieta, urodziwszy swych synów, zeszła z tego świata. Ojciec wynajął mamkę, starał się odchować swe dzieci i udało mu się. Do czternastu lat troszczył się o nie. Jednak sam umarł, kiedy nadeszła im piętnasta wiosna. Pochowawszy ojca, dwóch braci siedziało w żałobie w izbie.
     Dwóch braci bliźniaków, tylko trzy minuty dzieliły ich przyjścia na świat i dlatego jeden z nich uważał się za starszego, a drugi za młodszego. Żałobne milczenie przerwał starszy z nich:
– Ojciec nasz, umierając, wyjawił nam swoje zmartwienie, że mądrości życia nie zdążył nam przekazać. Jak będziemy żyli bez mądrości, mój młodszy bracie? Nieszczęśliwy ród bez mądrości będzie się przedłużał.
Pośmiać się mogą z nas ci, którzy zdążyli przejąć mądrość od swych ojców.
– Nie martw się – młodszy rzekł do starszego – często bywasz w zamyśleniu i być może czas rozstrzygnie, że w zamyśleniu mądrość poznasz. Będę robił wszystko, co mi każesz. Mogę żyć bez zamyślenia, a i tak życie jest dla mnie bardzo przyjemne. Jest mi wesoło, kiedy dzień się budzi oraz przy zachodzie słońca. Będę po prostu żyć, pracując w gospodarstwie, a ty będziesz poznawać mądrość.
– Zgoda – starszy młodszemu odrzekł – tylko nie można, pozostając w domu, odnaleźć mądrości. Tu jej nie ma. Nikt tu jej nie zostawił. I nikt sam do nas jej nie przyniesie. Ale ja już zdecydowałem, jestem starszym bratem i sam powinienem dla nas obu i dla naszego rodu, który będzie przez wieki przedłużany, całą mądrość istniejącą na ziemi odnaleźć. Odnaleźć i przynieść do naszego domu i podarować potomkom naszego rodu i nam. Wszystko, co najbardziej wartościowe po ojcu, zabiorę ze sobą. Obejdę cały świat, wszystkich mędrców z różnych państw, poznam wszystkie ich nauki i wrócę do rodzinnego domu.
– Twoja droga będzie bardzo długa – ze współczuciem powiedział młodszy brat. – Mamy konia, bierz go, a na wóz naładujemy jak najwięcej naszych dóbr, żebyś jak najmniej w drodze biedował. Sam zostanę w domu i będę czekał na ciebie mędrszego.
Bracia rozstali się na długo. Leciały lata. Od mędrca do mędrca chodził, od świątyni do świątyni, poznał nauki wschodu i zachodu, północy i południa. Miał wspaniałą pamięć, bystry umysł i wszystko chwytał w lot, łatwo zapamiętując.
      Lat sześćdziesiąt starszy brat chodził po świecie. Jego broda i włosy stały się całkiem siwe. Ale dociekliwy umysł nadal wędrował, doświadczając mądrości. Zaczął się uważać za najmądrzejszego z ludzi ten siwy wędrowiec. W ślad za nim podążała rzesza uczniów. Głosił on szczodrze swą mądrość umysłom ciekawym.
Wczuwali się w nią w zachwycie i młodzi, i starzy. Uprzedzając go, szła o nim wielka sława, ogłaszając wszelkim osadom po drodze wielkie nadejście mędrca. W aureoli sławy, otoczony tłumem wielbiących go uczniów do domu, gdzie został urodzony, gdzie nie był sześćdziesiąt lat, z którego wyszedł jako piętnastoletni młodzieniec, coraz bardziej zbliżał się siwy mędrzec. Wszyscy ludzie z wioski wyszli mu naprzeciw, aby go powitać.
I młodszy brat z podobną siwizną wyskoczył mu szczęśliwy naprzeciw i głowę ukłonił przed bratem mędrcem. Szeptał w radosnym podziwie:
– Błogosław mnie, mój bracie mędrcze. Wejdź do domu naszego, obmyję twe nogi po długiej wędrówce.
      Wejdź do naszego domu i odpocznij. Królewskim gestem rozkazał swoim uczniom pozostać na pagórku, przyjąć dary od witających i prowadzić z nimi mądre dysputy, a sam wszedł do domu za młodszym bratem. U siadł przy stole w przestronnej izbie zmęczony wielki i siwy mędrzec. Młodszy brat zaczął obmywać mu stopy ciepłą wodą i słuchać słów brata mędrca. A mędrzec mówił mu:
– Spełniłem swój obowiązek. Poznałem nauki wielkich mędrców i własną stworzyłem. Niedługo tutaj zabawię. Teraz innych nauczać jest moim zadaniem. Ale w związku z tym, że obiecałem ci mądrość do domu przynieść, spełniłem obietnicę i dzień u ciebie zagoszczę. W tym czasie najmądrzejsze prawdy tobie, mój młodszy bracie, przekażę. Oto pierwsza: wszyscy ludzie powinni żyć we wspaniałym ogrodzie.
      Wycierając nogi czystym, ręcznie haftowanym, pięknym ręcznikiem, młodszy brat zabiegał, aby dogodzić starszemu, i powtarzał:
– Spróbuj, na stole przed tobą leżą płody naszego ogrodu, sam je dla ciebie najlepsze wybrałem. Płody przeróżne i wspaniałe smakował mędrzec w zamyśleniu i kontynuował:
– Należy, aby każdy żyjący na ziemi człowiek sam zasadził i wyhodował swoje rodowe drzewo. Kiedy umrze, drzewo zostanie dobrą po nim pamiątką dla jego potomków i również im będzie oczyszczało powietrze, każdy z nas powinien oddychać dobrym powietrzem.
Młodszy brat pospiesznie się zakrzątał i powiedział:
– Wybacz mi, mądry bracie, zapomniałem otworzyć okno, żebyś pooddychał świeżym powietrzem – odsłonił firankę, otworzył okno na oścież i znowu rzekł:
– Proszę, pooddychaj powietrzem od dwóch cedrów. Wsadziłem je tego samego roku, kiedy odszedłeś. Jeden dołek do sadzonki wykopałem swoją łopatką, a drugi dołeczek – twoją, którą bawiłeś się w dzieciństwie. Mędrzec zamyślony wpatrywał się w drzewa, a później powiedział:
– Miłość jest wielkim uczuciem, nie każdemu jest dane przeżyć życie w miłości. I mądrość jest wielka – ku miłości każdego dnia każdy powinien dążyć.
– O, jakże ty mądry jesteś, mój starszy bracie! – wykrzyknął młodszy. – Wielkie poznałeś mądrości i gubię się przed tobą, wybacz, nawet nie przedstawiłem cię mojej żonie – i krzyknął w kierunku drzwi: Staruszko, gdzie ty jesteś, moja kuchareczko!
– Przecież jestem tutaj – ukazała się w drzwiach wesoła staruszka, niosąca na tacy parujące placki.
– Zamarudziłam z plackami – rzekła i postawiła je na stół. Kokieteryjnie dygnęła przed braćmi, blisko podeszła do młodszego, swojego małżonka, i powiedziała półszeptem, ale usłyszał brat starszy:
– Mężu, wybacz mi, ale teraz odejdę, powinnam się położyć.
– Coś ty, niemądra, nagle na odpoczynek ci się zebrało. Mamy drogiego gościa, mojego rodzonego brata, a ty...
– Nie ja, kręci mi się w głowie, a do tego trochę mnie mdli.
– Co mogło się stać mojej zabieganej żoneczce?
– Być może sam jesteś przyczyną, przypuszczam, że znów się dziecko u nas urodzi – uciekając, powiedziała z uśmiechem staruszka.
– Wybacz mi, bracie – winił się młodszy przed starszym – nie zna ceny mądrości, zawsze była wesoła i na starość też wesołkiem pozostała.
Mędrzec nadal tkwił w zamyśleniu. Jego zamyślenie przerwał szum dziecięcych głosów. Usłyszał je mędrzec i rzekł:
– Wielkiej mądrości powinien doświadczyć każdy człowiek. Jak wychowywać dzieci, by były szczęśliwe i sprawiedliwe we wszystkim.
– Opowiedz, mądry bracie, pragnę uczynić szczęśliwymi moje dzieci i wnuki. Patrz, weszły tutaj moje hałaśliwe wnuczęta.
Dwóch chłopczyków nie starszych niż sześć lat i dziewczynka prawie czteroletnia stali w drzwiach i sprzeczali się ze sobą. Starając się uciszyć maluchy, młodszy brat pospiesznie powiedział:
– Szybko mówcie mi, co się tam u was stało, hałaśnicy, i nie przeszkadzajcie nam w biesiadzie.
– Oj! – wykrzyknął mniejszy chłopiec. – Dwóch dziadków z jednego się zrobiło. Gdzie nasz, a gdzie nie nasz? Jak to rozstrzygnąć?
– Przecież tu nasz dziadulek siedzi, nie widzicie? – maleńka dziewczynka podbiegła do młodszego z braci, przytuliła się policzkiem do nogi, szarpnęła go za brodę i zaszczebiotała:
– Dziadulek, dziadulek, spieszyłam do ciebie sama, aby pokazać, jak nauczyłam się tańczyć, a oni się do mnie przyczepili. Jeden chce z tobą rysować, widzisz, przyniósł kredę i drewnianą tabliczkę, a drugi niesie flet i dudę, chce, żebyś mu na nich pograł. Dziadulku, dziadulku, a przecież ja pierwsza do ciebie zamierzałam pójść. Powiedz im, tak właśnie im powiedz. Odpraw ich stąd, dziadulku!
– Wcale nie, szedłem pierwszy, żeby porysować, a mój brat dopiero później zdecydował się pójść, żeby pograć na flecie – wtrącił wnuk z drewnianą tabliczką.
– Jest was dwóch dziadków, rozstrzygnijcie więc – szczebiotała wnuczka – które z nas szlo pierwsze. Tak to zróbcie, żeby wyszło, że to ja byłam pierwsza, bo jak nie, to się rozpłaczę. Z uśmiechem i smutkiem patrzył na wnuczęta mędrzec. Przygotowując mądrą odpowiedź, zmarszczył czoło, ale nic nie odpowiedział. Zakłopotał się młodszy brat i, nie pozwalając przedłużyć się powstałej pauzie, prędko wziął flet z dziecięcych rąk i nie zastanawiając się rzekł:
– W ogóle nie ma powodu do waszego sporu. Tańcz, moja piękności i żywe srebro, a ja podegram twojemu tańcowi na flecie. Na dudzie pomóżże mi grać mój mały muzyk, a ty, malarzu, narysuj, co dźwięki muzyki naszkicują i jak balerina swój taniec wykonuje, też namaluj. Teraz szybko wszyscy razem do dzieła. – Młodszy  brat wspaniałą i radosną melodię wydobył z fletu. Przejęte wnuki mu wtórowały, każde wykonując to, co najbardziej lubi. Na dudzie starał się nie spóźniać w melodii wielki, w przyszłości znany muzyk. Jak baletnica skakała cała rozpromieniona maleńka, przedstawiając swój taniec. Przyszły malarz w radości malował swój obraz. Mędrzec milczał. Uświadomił sobie... 
       Kiedy zabawa się skończyła, podniósł się:
– Pamiętasz, mój młodszy bracie, stary ojca klin i młotek? Daj mi je, chcę swój główny wykład w kamieniu wyciosać. Teraz odejdę i chyba już nie wrócę, nie zatrzymuj mnie i nie czekaj – odszedł starszy brat. Siwy mędrzec podszedł ze swoimi uczniami do kamienia, który omijała ścieżka. Ścieżka nawołująca wędrowców do mądrości daleko od swego domu. Dzień przeminął, nastawała noc. Siwy mędrzec pukał, dłubał w kamieniu napis. Kiedy ukończył osłabiony siwy starzec, uczniowie jego przeczytali na kamieniu taki napis:
“Czego szukasz, wędrowcze – wszystko w sobie niesiesz, więc nie znajdując nowego, tracisz z każdym krokiem”.




..............................
Źródła:
bajka - "Dzwoniące cedry Anastazji." W.Megre
zdjęcia - żadne nie jest mojego autorstwa, źródła nieznane

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz